piątek, 18 kwietnia 2025

Wokół stołu: Klimat kontra powergaming - garść przemyśleń po latach

 


Niegdyś żywe bywały dyskusje na temat wyższości klimatu nad powergamingiem w grach bitewnych oraz na temat obalenia mitu istnienia powergamingu. Po wielu latach naszło mnie kilka przemyśleń na ten temat. Człowiek dojrzewa pod wieloma względami i zmienia się przez niego postrzeganie świata. To co? Przyjrzyjmy się temu.

O co w tym wszystkim chodzi?

Gry bitewne oparte są na figurkach, które przesuwamy po stole do gry. Same modele przedstawiają konkretne istoty: ludzi, elfy, krasnoludy, zombie, orków, smoki i tak dalej. Idąc jeszcze konkretniej, przedstawiają niekiedy konkretne postacie istotne dla fabuły która wokół tychże figurek powstaje. W opisach fabularnych w podręcznikach czytaliśmy na przykład o rządach Karla Franza, o Vladzie von Carsteinie, Grimgorze, Archaonie, czy też o innych herosach - a potem dostaliśmy możliwość zagrania tymi bohaterami na polu bitwy. Problem polega na tym, że sfera fabularna i sfera zasad, to dwie zupełnie różne rzeczy. 

Tu właśnie następuje podział na tzw. klimaciarzy i powergamerów. Słuszny, czy też nie - do tego przejdziemy później. Na razie wyjaśnijmy sobie te dwa pojęcia. Klimaciarzem określał się gracz, który zdecydowanie przedkładał warstwę fabularną ponad zasady. Dbał o to, by jego armia była spójna pod kątem szeroko rozumianej fabuły gry, często do swojej rozpiski dodawał jednostki, które pasowały klimatem, a niekoniecznie miały dobre i przydatne zasady. Powergamerami nazywano zaś tych, którzy czynili dokładnie odwrotnie - ślęczeli nad rozpiskami szukając jak najlepszych rozwiązań, by armia "dobrze grała". Mniej interesowała ich warstwa fabularna, a to, żeby rozpiska była po prostu mocna.
Mamy już przedstawione te dwa typy graczy. Teraz zastanówmy się na ile w ogóle ten podział jest prawdziwy i czy ma (lub w ogóle miał) jakikolwiek sens i czy nie był zbyt uogólniający.

Fabuła kontra zasady

Nie ukrywam, że sam bardzo lubię, gdy moja rozpiska jakoś trzyma się warstwy fabularnej. Nie jestem graczem turniejowym, wolę zdecydowanie pograć w domowym zaciszu, czy też w lokalnym sklepie i stoczyć bitwę, do której można dopisać jakieś fajne fabularne tło. Jeśli jakiś oddział mi pasuje klimatem, a jego zasady są trochę... słabe, chętnie zrobię dla niego miejsce w rozpisce. W końcu gra się w tę grę konkretnymi figurkami, prawda? Bez fabuły, równie dobrze moglibyśmy poustawiać kamyczki i fantazyjnie je ponazywać, na przykład Otoczak Niszczyciel, czy też Żwir Chaosu. To wszystko brzmi bardzo fajnie, ale nie zapominajmy, że jednak gramy w grę.

Gra ma polegać na zasadach, tu akurat na rzutach kostką. Zasady nigdy jednak nie będą w pełni odzwierciedlać warstwy fabularnej. Potężny heros musi mieć zasady w miarę zbalansowane, by nie móc pokonać całej armii przeciwnika w pojedynkę. Zasady są tym, co pozwala nam cieszyć się klimatem i fabułą na stole bitewnym, a nie tylko na stronach książek, czy też podręczników. Mimo uwielbienia dla klimatu, sam staram się też patrzeć w jakiś sposób na zasady, by jednak mieć w grze jakiekolwiek szanse. Czy to czyni mnie powergamerem i zdrajcą klimaciarzy? Czy przechodzę do obozu wroga? Szczerze wątpię. Jako że jest to gra, w której dwóch graczy (lub więcej) toczy bój, jest tu przede wszystkim aspekt rywalizacji. Gry mają też do siebie to, że nierzadko organizuje się oparte o nie turnieje i mistrzostwa, w których wielu chce sprawdzić swoje umiejętności. Czy teraz należy ich za to winić? Gdzie tam!

Jak wspomniałem, nie jestem graczem turniejowym i raczej nim nie zostanę. Turniej jednak ma to do siebie, że tam liczy się tylko i wyłącznie wynik. Takie zresztą jest założenie turnieju. Jasne, jest to czysta przyjemność pograć z innymi graczami, ale mimo wszystko testujemy swoje umiejętności. Jest to rywalizacja, czyli jedno z założeń samej gry. Bierzemy udział w takim wydarzeniu raczej po to, by osiągnąć jak najlepszy wynik, a do tego jednak potrzebna jest nam rozpiska, która w tym pomoże. Klimat i fabuła są całkowicie słusznie zepchnięte na dalszy plan. 

Konfrontacja!

Problem pojawia się w sytuacji, gdy klimaciarz spotyka powergamera. Mamy naprzeciw siebie armię opartą o fabułę, z jednostkami, które średnio "grają" oraz armię, która została stworzona bazując na jak najlepszej kombinacji zasad. Pierwszy może drugiemu zarzucić, że w ogóle nie rozumie sensu gry, a drugi pierwszemu, że to przecież gra i liczą się zasady. Kto zatem ma w tej sytuacji rację?

Tak naprawdę, to żaden i obydwaj jednocześnie. Niezły paradoks, co? Pamiętam jak były toczone dyskusje na forach w tym temacie i sporo ludzi wyzywało innych od powergamerów, a inni wyśmiewali klimaciarzy i brak umiejętności zrobienia porządnej rozpiski. Fabuła kontra zasady. Problem polega na tym, że gra nie istnieje bez połączenia tych dwóch elementów.

Wróćmy zatem do naszych dwóch przeciwników. Jak rozstrzygnąć tenże spór? Otóż nijak. Rozczarowująca odpowiedź, nieprawdaż? Prawda jest taka, że spór nigdy by nie powstał, gdyby gracze zachowali pewną równowagę w podejściu do wspólnego meczu.




Czym zatem jest owa równowaga? Niczym więcej, jak tylko umówieniem się przed grą na to, w jaki sposób chcemy toczyć bitwę, na jakim "poziomie trudności". Ustalmy jakie planujemy zrobić rozpiski - czy takie, w których będziemy starali się ćwiczyć umiejętności tworzenia świetnych kombinacji zasad, czy też może odetchnijmy odrobinę i wystawmy do bitwy oddziały, które tylko zbierały kurz na półce. To wszystko jest tylko i wyłącznie kwestią dogadania się. Nie ma bowiem jednego słusznego podejścia do gier bitewnych.

Jeśli zamierzamy zagrać z kimś, z kim jeszcze nie graliśmy, umówmy się na to jak ma wyglądać nasz mecz. Dzięki temu przychodząc na grę z armią opartą o sam klimat, nie zaskoczy nas nieprzyjemnie przeciwnik z armią typowo turniejową. Mówiąc "nieprzyjemnie" mam na myśli to, że raczej nikt z nas nie lubi meczu, który kończy się naszą porażką po krótkiej chwili grania. Jeśli zaś okaże się, że nasz przeciwnik ma podobne podejście do gry jak my, to rewelacja, a jeśli nie - korona z głowy nie spadnie żadnej ze stron, umawiając się na "poziom trudności" gry. 

Bądźmy dżentelmenami

No i teraz mamy BWP (Bardzo Ważne Pytanie) - czy gracz turniejowy to ten straszliwy powergamer? Odpowiedź jest tylko i wyłącznie jedna: nie! Gracz turniejowy cieszy się innym aspektem gry, w którą razem z klimaciarzem grają. Gracz turniejowy stawia zasady ponad klimat i fabułę, co przecież nie jest żadną zbrodnią, a po prostu innym podejściem. Powergamer to nie gracz turniejowy - powergamer to gracz, który za wszelką cenę chce zgnoić przeciwnika. Istnienie takich graczy to nie jest wyłącznie tzw. "chochoł". Ilu ludzi, tyle osobowości, jak to mówią. Są gracze, którzy chcą wygrać za wszelką cenę i nie liczy się dla nich nic innego. Dla nich rywalizacja jest czymś, co jest święte, a porażka nie wchodzi w grę. Demonizuję? Na piśmie tak to wygląda, ale spójrzmy prawdzie w oczy - każdy z nas przynajmniej raz spotkał się przy stole z kimś, dla kogo nie był istotny aspekt dżentelmeńskiego podejścia do gry.




Może po prostu spróbujmy się oprzeć na przykładzie. Jeśli umawiamy się na rozgrywkę, w której wystawimy rozpiski tzw. "luźne" (jak wspomniałem wcześniej), a przeciwnik przychodzi z armią gotową niszczyć tysiące słońc, to jest po prostu niedżentelmeńskie zachowanie. To jest nastawienie na wygraną za wszelką cenę. Jasne, ktoś może zarzucić: "ale przecież możemy mieć różne postrzegania luzu". Po to właśnie się dogadujemy przed bitwą, by to ustalić. Jeśli ustalamy bitwę na silne rozpiski, gdzie ćwiczymy umiejętności na wyższym poziomie, to wystawmy wszystko co najlepsze i najsilniejsze. Jeśli zaś umawiamy się na całkowicie luźną bitwę na całkowicie luźne rozpiski, może warto trochę zejść kilka poziomów niżej. Ten straszliwy demoniczny powergamer niestety tego nie potrafi.

Mamy kolejne BWP - czy w tej sytuacji każdy gracz, który ma lepszą rozpiskę ode mnie nagle staje się powergamerem? Nie. Dżentelmeńskie zachowanie działa w obydwie strony. Jeśli nie umówiliśmy się na grę na luźne rozpiski, to nie posądzajmy przeciwnika o bycie powergamerem (chyba że trafimy akurat na zupełnego buca). Czy klimaciarz może być bucem? Jasne, że tak. Jaki sens ma narzekanie na przeciwnika i jego demoniczne powergamerskie umiejętności, jeśli to gracz, którego cieszy inny aspekt gry niż klimaciarza? Absolutnie żaden. To zakrawa o pewne biczowanie siebie na siłę, co jest równie głupie i niepotrzebne, jak chęć zgnojenia przeciwnika. 

Klimaciarz i powergamer - czy tak naprawdę ten podział w ogóle istnieje?

Po latach uważam, że nie ma czegoś takiego jak podział na klimaciarzy i powergamerów, a jedynie podział na osoby ceniące sobie bardziej aspekt fabularny i osoby ceniące sobie aspekt zasadowy oraz rywalizacyjny. Jeśli wszystko to odbywa się przy dżentelmeńskim zachowaniu, wszystko jest w porządku. Czasem odnoszę wrażenie, że podział będący przedmiotem dzisiejszych rozważań jest sztucznie wymyślony przez osoby, które otrzymały bęcki grając słabszymi, bardziej klimatycznymi rozpiskami. Nie każdy gracz lepiej znający zasady i umiejący je zastosować w rozpisce to powergamer - myślę, że w sposób dostatecznie jasny udało mi się to wyjaśnić. Z drugiej strony nie przesadzajmy też z wywyższaniem warstwy fabularnej - w końcu gramy w grę, która ma określone zasady. Jedyny podział na dobrych i złych jaki moim zdaniem istnieje, to podział na graczy cieszących się rozmaitymi aspektami gry i na buców.

Po tym nieco długim wywodzie pozwolę sobie na finałową konkluzję - zachowajmy zdrowy rozsądek! Pamiętajmy, że są dwa aspekty gry, które można połączyć, a można się nimi też cieszyć oddzielnie. Pamiętajmy też, by grając w nasze ulubione gry, grać po dżentelmeńsku.


Do następnego razu!


3 komentarze:

  1. W punkt! Warto rozmawiać!
    Dżejdi

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakbym miał umieścić siebie gdzieś na osi turniej-klimat, to dałbym 65% turniejowy 35% klimaciarski profl gracza. Ja po prostu lubię jak wykorzystuje swoje opcje optymalnie, lubię jak jednostki grają że sobą i powstają jakieś comba. Ale jednocześnie nie wyobrażam sobie np rozpiski kriegow bez kawalerii, która jest średnia, w najlepszym przypadku. :D Nie bawi mnie też mathammer, liczenie aby każdy pkt rozpiski robił max możliwości, bo to też nie o to chodzi. Ot po prostu aby wszystko chulało i śmigało. :D Czyli tak po środku, z odchyłem na stronę turniejową. ;)
    Szyc, ale nie Borys

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak tylko zaspamuję, że Twój wpis zainspirował mnie do popełnienia kolejnego pseudofelietonu:

    https://quidamcorvus.blogspot.com/2025/05/klimaciarze-kontra-powergamerzy-kto.html

    OdpowiedzUsuń

Figurkowo: Karl Franz on Deathclaw (albo generał z Ostermarku...)

Czołem! Po chwili przerwy wracam z kolejnym modelem i pewną dawką nostalgii. Część trzecia artykułu o transformacji Warhammera Fantasy Battl...