czwartek, 17 kwietnia 2025

Odrobina warhammerowej nostalgii, czyli czarodziej Kolegium Płomienia

Pamiętam jakby to było wczoraj...

Ale niestety nie było. Moje zainteresowanie Warhammerem Fantasy zaczęło się w czasach głębokiego dzieciństwa, gdy tata przyniósł do domu grę Dark Omen. Dla młodziaka, który ledwie nauczył się obsługiwać pierwszy komputer w domu (gdzie dysk miał pojemność całe 2GB!), była to gra arcytrudna. W zasadzie nie pamiętam, czy przeszedłem samodzielnie pierwszą potyczkę. Chyba tak i dopiero na drugiej utknąłem. W każdym razie, kilka razy rozgrywałem potyczki z hordami nocnych goblinów w spiczastych kapturach i nie powiem - zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Klimat, wygląd jednostek... Miodzio! Nie wiedziałem wówczas, że jest to gra oparta na grze figurkowej (o tym dowiedziałem się parę ładnych lat później, gdy powróciłem do Dark Omen). Ale wracając do tematu posta... Była jedna postać, która szczególnie utknęła mi w pamięci, a był nią sam Luthor Flamestrike - czarodziej z Kolegium Płomieni. 


I tak oto mamy rok 2007 r. Kiedy nie mogąc namówić znajomych na granie w Warhammera Fantasy Battle (graliśmy wówczas namiętnie w Warhammera 40.000) przeglądałem sobie na wyjeździe wakacyjnym 331 numer White Dwarfa, zobaczyłem, iż zapowiedziane są nowe modele do Imperium. 


Pośród nich był zestaw umożliwiający zbudowanie dwóch czarodziejów z różnych kolegiów. I wiecie kogo można było sobie zbudować? Tak jest, czarodzieja z Kolegium Płomienia. 


Oj nie pamiętam ile razy wertowałem ten numer i gapiłem się w imperialne modele (ten numer czasopisma GW jest jednym z najbardziej "zużytych" egzemplarzy White Dwarfa jakie posiadam) i żałowałem ogromnie, że nie mam z kim pograć w "battla". Marzyło mi się złożenie modelu czarodzieja Kolegium Płomienia, pomalowanie go i wystawienie na polu bitwy. Jak się okazało, miało to nastąpić dopiero niedawno. 


Armię Imperium posiadam od około trzynastu-czternastu lat (chociaż pierwsze do niej podejście było jeszcze w liceum) i z moim tempem malowania, w dalszym ciągu jej większość stanowią szare szeregi... Czas to zmienić, a czarodziej to jeden z symboli tej zmiany. Niechaj ten model rozpali ogień w piecu i otworzy blog.

Podchodząc do tego modelu długo zastanawiałem się jakie kolory wybrać. Powiem całkowicie szczerze - w głowie miałem rozmaite pomysły na kolory płaszcza, szaty pod spodem: pomarańczowy płaszcz i pomarańczowa szata, żółty płaszcz i czerwona szata, może wszystko w żółci lub pomarańczowych barwach? W końcu jednak stanęło na klasycznym czerwonym doprawionym odrobiną żółci. No dobra, kolory odzienia wybrane, ale jaki dać kolor włosów? Tu akurat wątpliwości nie było - tylko płomienisty! Jak to pisał G.R.R. Martin: "pocałowany przez ogień".

Tak oto prezentuje się mój czarodziej Kolegium Płomieni, który w rozpiskach, na cześć bohatera z Dark Omen, nosi imię Luthor Flamestrike. 


Do następnego razu!   



3 komentarze:

  1. Bardzo ciekawe, widać że lubisz przywiązanie do pewnych schematów cokolwiek znaczących, uważam że to jest bardzo ważne by człowiek miał się do czego odnosić w jakiś też sposób utożsamiać,
    pozdrawiam,
    Dżejdi

    OdpowiedzUsuń
  2. O cie! 2007 rok, to czas gdy z WFRP i WFB przeszliśmy na Mordheim, a potem Warheim FS. To był fajny rok.

    A Kolegium Ognia, to jedno z moich ulubionych, tam filozofia "ogniem i mieczem" nie jest tylko pustym frazesem. ;)

    Fajnie ci ta czerwień wyszła!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Ja również najbardziej cenię sobie właśnie te kolegium - zarówno pod kątem fabularnym, jak i wizualnym :)

      Usuń

Figurkowo: Karl Franz on Deathclaw (albo generał z Ostermarku...)

Czołem! Po chwili przerwy wracam z kolejnym modelem i pewną dawką nostalgii. Część trzecia artykułu o transformacji Warhammera Fantasy Battl...